Czego szukasz?

wybierz kategorię

„Dieta” a motywacja

 Ciało i umysł posiadają niezwykle rozbudowaną sieć połączeń. Nigdy nie funkcjonują samoistnie i niezależnie – zawsze jak naczynia połączone, i większość rzeczy, które się dzieją w jednym z nich, ma swoje konsekwencje dla drugiego. Tak jest na przykład, kiedy przeżywamy w pracy silny stres – dotyczy on przecież naszego umysłu, ducha, osobowości, czy jakby jeszcze inaczej nazwać tę niewidzialną, a żywotną część nas. Ciało reaguje wówczas na swój sposób – albo spowolnieniem przemiany materii, lub też nerwową biegunką, bólem głowy, albo mięśni i stawów. Słowem – ciało sygnalizuje, że coś jest nie tak, w razie gdybyśmy usiłowali to „nie tak” ignorować zaciskając zęby.

         To oczywiście banalny przykład, oczywisty dla każdego, kto doświadczył podobnych „rewolucji” w organizmie pod wpływem ważnych czy intensywnych przeżyć – czyli w zasadzie dla każdej jednostki funkcjonującej w społeczeństwie. Pojawia się zatem pytanie – jak tę właściwość, to „połączenie naczyń” wykorzystać dla swojego dobra i zysku? Bo skoro mamy do czynienia z doświadczeniem negatywnym, to logiczne jest założenie, że jego odwrotność również może mieć miejsce.

         Kiedy pojawia się hasło „dieta” większość osób krzywi się boleśnie, ponieważ synonimicznie pojawiają się w głowie takie hasła jak „ograniczenia”, „wyrzeczenia”, „brak przyjemności”, „rygor” i „udręka”. Istotna przyczyna niemożności zrzucenia kilku nadprogramowych kilogramów tkwi właśnie w podejściu do planowanego przedsięwzięcia. Warto na początek – ot, tak, dla eksperymentu – zastąpić słowo „dieta” określeniem „zdrowy styl życia” lub „zdrowe odżywianie”. Brzmi inaczej, prawda? Kiedy pomyślimy sobie o serii zmian, które mają się w nas dokonać – zarówno zmian fizycznych, jak i w obrębie naszej psyche – jako o czymś cudownym, dobrym dla nas, swego rodzaju dobrodziejstwie, które sami sobie możemy podarować, wyzwanie stać się może fascynującą przygodą.

         Zamiast skupiać się na ograniczeniach, na tym czego nam „nie wolno”, dobrze jest potraktować zmianę jako szansę odkrycia czegoś nowego. Na przykład nowych smaków. Jeśli dotąd byliśmy zagorzałymi zwolennikami majonezowych sałatek, to pewnie rzadko zdarzało nam się jeść lekkie, kruche surówki, skropione sokiem z cytryny, oliwą z oliwek. Ileż traciliśmy – przecież to są dla podniebienia zupełnie inne doznania smakowe i nie tylko – są to też  nowe konsystencje. Ilu nowych połączeń można spróbować, jak przydatne okaże się w kuchni popuszczenie wodzy fantazji, by wyczarować coś naprawdę ciekawego z ogromnego bogactwa produktów, które są zdrowe, dobre dla funkcjonowania naszego ciała, kolorowe, aromatyczne. Ile zabawy można mieć z komponowania jadłospisu na nowo! Dobrym ćwiczeniem pomagającym w zmianie nastawienia jest sporządzenie list: „Teraz już nie muszę…” (opychać się ciężkostrawnymi potrawami, dojadać w nocy, ładować w siebie chemicznych poprawiaczy smaku itd.) i „Odtąd mogę…” (cieszyć się smakiem…, jeść często małe, fantazyjnie podane porcje…, wreszcie spróbować…).

         Przede wszystkim warto sobie uświadomić, że niczego nie „musimy” – przecież możemy nadal żyć jak dotąd (z całym oczywiście dobrodziejstwem, a raczej rzec by można – balastem – inwentarza…). Ale sęk właśnie w tym, że c h c e m y  czegoś innego, czegoś, co jest dla nas dobre, zdrowe, więc dlaczego mielibyśmy tego sobie nie dać?